Czasami nic mi się nie chce. I nie chodzi o nic nierobienie, bo to by było najgorszą rzeczą. Szukanie zajęcia "na siłę" też nic nie daje. Nieraz tak biorę się za malowanie nowych prac. Nie wytrzymują one zbyt długo. Albo rzucam je niedokończone, albo - jeśli moje nerwy osiągną apogeum - zdarza się, że prace trafiają jak puzzle do kosza. Tego ostatniego nauczyłem się unikać i nieudane prace chowam do teczki. Kiedyś może do nich wrócę.
Czasami pogoda jest nijaka i nie wiadomo co ze sobą zrobić. Chciałbym zrobić to albo tamto albo może lepiej coś innego. I w efekcie nic nie robię, bo wszytko się psuje. A czas sobie leci.
Idę do parku. Spacer dobrze mi zrobi. Może wtedy przyjdzie mi jakiś pomysł. Za szybko chodzę. To nie maraton. Miał być spacer a ja lecę jak szalony, bo szkoda czasu. Za 15 minut jestem już w parku. Nie tak miało być. Ludzi też niewielu, bo... ani to ciepło, ani zimno. Tylko patrzeć jak zacznie padać. Oby nie... Idę dalej, popatrzę sobie staw z kaczkami. Jest wolna ławka. Siadam. Lubię patrzeć na wodę. W głowie mentlik różnych myśli. Nie przyjmuję ich do siebie. Przelatują tak bez echa. Szum wody mnie uspokaja. Mijają kolejne minuty. Nie chce mi się wracać. Nie zwracam uwagi na płynący czas.
Wieczorem wyciągam teczkę z rożnymi kartkami, karteczkami, niedokończonymi obrazkami. Znajduję jakaś małą kartkę ze szkicownika (15x21cm). Pewnie nic ciekawego nie wyjdzie. Wszystko będzie wsiąkać, kolory będą brudne i.... efekt będzie opłakany. Nie mam pomysłu co namalować. Wylewam kawę prosto ze słoiczka. Kilka kropel czystej wody grubym pędzlem. Układają się jakieś plamy. Niech trochę to podeschnie. Znów czysta woda. Robią się duże krople. Kawa trochę się rozpuszcza. Szybko wycieram. Jeszcze nic nie widać. zaczynam bawić się w nakrapianie kawą. Jedna, druga, trzecia warstwa - na przemian z czystą wodą. Na drugim planie zrobimy dwa drzewka. Mała przecierka sztywnym pędzlem i kilka kresek kawą. Niech tak zostanie. Robię powtórkę na pierwszym planie. Tu mysi być ciemniejsza kawa. Jedna, druga i trzecia warstwa. Nie jest dobrze. To co wyschło zaczyna się świecić. Za dużo i za gęsta ta kawa. Próbuję trochę jej wytrzeć. Nie za bardzo wychodzi. Kawa już wsiąkła w papier. Tak jak myślałem. Musi tak zostać. Teraz grube pnie. Zaznaczam je plamkami bardzo ciemna kawą. Jeszcze kilka gałęzi. Ze dwie nieco grubsze. Hm... w miejscu pni, kartki już nie da się wybielić. Mógłbym zrobić ciemne drzewa, ale.... to nie będzie dobrze wyglądało. Wolę brzozy. Cóż... zostaje mi biała farba. Ladnie się rozprowadza farba i nawet w niektórych miejscach łączy z kawą tworząc ciekawe efekty, ale... Na koniec kilkanaście mechanicznie robionych trawek i podpis - "CZARODZIEJ 2009". Musi tak zostać. Jest już zbyt późno żeby zrobić nową albo nanieść poprawki. Przy świetle lampki nocnej ciężko mi się maluje. Światło dzienne to co innego. Odkładam, niech dobrze wyschnie. Zobaczę rano jaki będzie efekt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz