Widok mający tyle wspomnień. Nie zliczę godzin, które spędzałem nad brzegiem Odry wpatrując się w gotyckie kościoły Ostrowa Tumskiego. A daleko nie miałem – to rzut kamieniem od miejsca gdzie mieszkałem. To właśnie ten widok najczęściej malowałem wychodząc w plener. Powstawały rożnej wielkości akwarelki – od miniaturek - 5 x 7 cm do 20 x 30cm. Siadałem w różnych miejscach i malowałem: a to cały Ostrów, a to tylko jakiś fragment. Nieraz przychodziłem tu tylko posiedzieć i popatrzeć. Często wybierałem się wieczorem, kiedy Ostrów był oświetlony. Pamiętam lipcowy wieczór 2007 roku, kiedy to w 10. rocznicę powodzi tysiąclecia, jaka nawiedziła Wrocław, na Ostrowie miał miejsce przepiękny – ponad 20 minutowy - pokaz fajerwerków. Mimo lekkiego deszczu, wrażenia były niesamowite.
Zawsze jak wyjeżdżałem z Wrocławia tu przychodziłem na chwilę, żeby pozostać sam, bo…. może już więcej tu nie przyjadę. Kilka łez zostawiałem na brzegu Odry. Jakoś tak same spadały.
Ostatni raz widziałem Ostrów 23 grudnia 2009 roku, kiedy razem z Izą w ten dzień przyjechaliśmy do Wrocławia. Mieliśmy tam spędzić kilka dni. Niestety nie udało się. Zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Pijany współlokator zamiast wyjechać - jak było ustalone, kazał nam się wynosić. Na dworze zima, leży śnieg. Zapowiada się mroźna noc. Późnym wieczorem, z bagażami, staliśmy nad Odrą zastanawiając się co dalej robić. To nie było miłe. Na szczęście za kilka godzin mieliśmy ostatni autobus i nadzieję, że będzie jechał i nas zabierze.
Od tamtego czasu nie byłem we Wrocławiu, choć miałem taką możliwość. Jeszcze za wcześnie, jeszcze nie teraz, jeszcze jest blokada…..
Mamy styczeń 2011. Za oknem zima. Długi wieczór sprzyja do namalowania czegoś większego. Niestety pozostaje mi tylko zdjęcie, kiedyś zrobione. I tak powstała panorama Ostrowa. Wypróbuję papier, który mam z Częstochowy. Jest dość gruby, ale też bardzo chłonie wodę i kawa szybko wsiąka. Od lewej maluję kościół pw. Św. Krzyża, dalej dom biskupi i katedra. Całkiem fajnie wyszły mi drzewka. Na koniec zostawiłem niebo i… to był błąd. Za bardzo się wdałem w chmurki i przegadałem. Wyszedł bałagan. Malowanie „na żywo” to co innego. Może byłoby lepiej……
To ostatnia "wrocławska'" praca. Pora wrócić na własne podwórko. Chociaż wokoło same bloki i beton, to jednak mamy jeszcze kilka miejsc, gdzie jest zielono i ktore warto utrwalić zanim znikną bezpowrotnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz